Tygodnik Powszechny / WIARA / Dorota Bidzińska

Lipowe wrota.

To było cudowne i ubogacające spotkanie. Wyjątkowa rozmowa, która zaowocowała artykułem o moich ikonach, o pustce, o życiowych wyborach lepszych, gorszych i o miłości, która pomimo różnych dróg pozostaje wierna. Choć cicha i ukryta trwa……bo Miłość nigdy nie ustaje.

Zapraszam do lektury.

Kiedyś kreowała wyobrażone światy na potrzeby reklamy, dziś pisze ikony – okna do innego świata.

Leciałam kiedyś samolotem. Spojrzałam przez ramię pasażerom z prawej i z lewej strony. Rozejrzałam się. Właściwie wszyscy trzymali przed sobą tablety lub telefony i grali w jakieś gry. Kiedy jeszcze pracowałam w reklamie, zajmowałam się m.in. projektowaniem graficznym. I przyszło mi do głowy, że grafika gier to być może obrazy, które najbardziej przemawiają do współczesnych ludzi. A te moje ikony, dla mnie takie ważne i osobiste, dla świata są zupełnie niezrozumiałe – mówi Paulina Krajewska, artystka, która niedawno zaprezentowała swoje prace w Muzeum Archidiecezji Krakowskiej.

Długo zastanawiała się nad tą wystawą. Do tej pory ikony pokazywała tylko najbliższym, a przede wszystkim przebywała z nimi sam na sam. Każda jest owocem wielomiesięcznej, mozolnej pracy. I modlitwy, bo kiedy je pisze, zawsze towarzyszy jej otwarte Pismo Święte. To, co ostatecznie znajdzie się na lipowej desce, jest odbiciem medytacji nad daną sceną. Czasem nawet jedno, z pozoru mało istotne słowo, kiedy zostanie przeniesione na ikonę, otwiera bogactwo znaczeń.

Tak było z ikoną „Modlitwa w Ogrójcu”, ciemne tło, w prawym dolnym rogu postać Chrystusa w czerwonej szacie, pogrążonego w modlitwie, z symbolizującą Ducha Świętego gołębicą w smukłych dłoniach, gdzieś na horyzoncie pojedyncze światełka.

– Pisałam ją w bardzo trudnym okresie mojego życia. Czułam, że stoję przed czymś, co mnie przerasta, na co nie jestem gotowa. Wielokrotnie wracałam wtedy do opisu modlitwy w Ogrójcu z Ewangelii według św. Jana. W pewnym momencie zwróciłam uwagę na słowa: „Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią”. Te światła na horyzoncie to właśnie odblask latarni Judasza i jego towarzyszy. Światło to na ikonie zawsze znak Bożej obecności. Uderzyło mnie, że w tę ciemną noc jedynym światłem, które dostrzega Jezus, są pochodnie Jego oprawców. Na ikonie celowo znalazło się tyle światełek, ile jest stacji Drogi Krzyżowej. Oto Jezus prosi Ojca o światło, a jedynym światłem, które dostrzega, jest droga prowadząca di śmierci. Bo czasem Bóg objawia się przez to, co po ludzku jest nie do przyjęcia- opowiada Paulina Krajewska.

Jej ikony są niewielkie i minimalistyczne. Często skomponowane tak, że zminiaturyzowane postaci lub sceny ulokowane są na rozległym monotonnym tle. Daleko im od spektakularnej grafiki z najnowszych gier. Nie są jak tło do strzelanek, lub wypełniania questów. Przyciągają za to niezwykłą grą światła i cienia. Każą się zatrzymać, przyjrzeć najdrobniejszym szczegółom, zapatrzeć w pełne emocji gesty Matki Bożej lub samego Chrystusa. Zmuszają do refleksji. Przenoszą w inny świat.

– Doszłam do wniosku, że nie mogę tego doświadczenia zatrzymywać wyłącznie dla siebie. Stąd wystawa – mówi Paulina.

W Muzeum Archidiecezjalnym w księdze pamiątkowej ktoś napisał do artystki: „Jesteś jak pryzmat, przez który On ukazuje swoje barwy”.

 

Pustka wypełniona

Ikoną zainteresowała się już we wczesnej młodości

– Nie, nie byłam wtedy bardzo wierząca – opowiada- ale coś mnie w tej sztuce zafascynowało. Sama idea, że jesteś tylko narzędziem dla oddania Boskiego piękna, ze możesz sięgnąć poza granice własnego talentu i sztuki wyrazu. O tym marzy chyba każdy artysta.

Odwiedzała więc wystawy ikon, zbierała albumy. Z czasem zapomniała o tej fascynacji. Nie mogła się spodziewać, że po latach wróci ona do niej z jeszcze większą siłą. Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie, ale formalna edukacja artystyczna zniechęciła ją do malowania. Po studiach pracowała w reklamie: najpierw jako grafik, potem zaczęła tworzyć własne scenariusze reklam telewizyjnych.

– Ta praca mnie wciągnęła. Lubiłam kreować piękne, barwne światy, opowiadać historie. Wszystkie elementy musiały do siebie pasować: strona wizualna, teksty, muzyka. To obudziło we mnie twórcze zdolności. Sama byłam zaskoczona, że mam tak bujną wyobraźnię. Dopiero po latach widzę jak mocno angażowała mnie ta praca. Kiedy szłam ulicą, obserwowałam po drodze wszystkie billboardy. Kiedy odwiedzałam rodziców i oglądaliśmy razem telewizję, nie pozwalałam im przełączać na inną stacje w trakcie bloków reklamowych. Musiałam zobaczyć co nowego wymyśliła konkurencja – mówi Paulina.

Po pewnym czasie zaczęła jednak dostrzegać ciemne strony tego zawodu. To, że o człowieku trzeba myśleć w kategoriach grupy docelowej, targetu. Że sprzedając mu określony produkt, zawsze odnosi się do jego innych, większych potrzeb i pragnień: bezpieczeństwa, statusu, udanego życia rodzinnego, szczęścia. I że tak naprawdę, zawsze daje mu się złudzenie, że ich zaspokojenie może sobie po prostu kupić.

– Może to za daleko idące porównanie, ale skojarzyło mi się to trochę z pokusami, którym poddany był Jezus na pustyni. Zaczęło mi to przeszkadzać dopiero po moim nawróceniu – dodaje po chwili.

Tak jak na tradycyjnych ikonach nigdy nie przedstawia się samej sceny zmartwychwstania, tak w życiu Pauliny ten najważniejszy moment wymyka się próbom opisu. Jest zbyt osobisty.

– Mogę powiedzieć tylko tyle, że w moim życiu nigdy nie brakowało bogatych wrażeń, podróży, spotkań z ludźmi, ale nigdy wcześniej nie czułam się tak spełniona i szczęśliwa jak teraz. Nawet wtedy, gdy siedzę sama i nie ruszam się poza cztery ściany mojego mieszkania. Jakaś pustka została we mnie wypełniona.

[…]

Osiołek

W końcu przyszedł czas na ikony. Paulina nigdy nie kończyła żadnego kursu ich pisania. Wszystkiego nauczyła się sama. Własnoręcznie przygotowuje deski, farby z pigmentów i naturalnych składników. Początkowo kopiowała dawne ikony, ale stopniowo odeszła od przedstawień kanonicznych. W jej najnowszych ikonach nawiązania do tradycji są tylko nieznaczne, charakterystyczne rysy twarzy, wysmukłe, wydłużone dłonie postaci, pojedyncze symbole.

– Czasem zastanawiam się, czy te obrazy można jeszcze nazwać ikonami – mówi. – Proces powstawania ikony powinien być uporządkowany. Najpierw powstaje szkic, potem tło, szaty, na końcu oblicza. Tymczasem moje ikony są wielokrotnie przemalowywane, poprawiane, zanim poczuję, że to jest właśnie to.

Tym co na pewno łączy je z tradycyjnymi ikonami, jest ich związek ze Słowem Bożym. „Ikonę się pisze, jest ona namalowanym słowem, dogmatem w kolorach”- pisze Maciej Bielawski w książce „ Blask ikon”. Wszystko to, co zostało zapisane przez Paulinę na ikonie, najpierw zostało przez nią odczytane w medytacji nad słowami z Pisma Świętego. Wiele symboli z kanonicznych ikon stało się po czasie nieczytelnych.  Mało kto wie, dlaczego centurion pod krzyżem Chrystusa ma na głowie jasną chustę, kim jest król z ikony Zesłania Ducha Świętego i dlaczego za postaciami Aniołów w ikonie Trójcy Świętej znajdują się dom, drzewo i góra. Symbolika z ikon Pauliny Krajewskiej przemawia także do odbiorców, którzy nie mają specjalistycznej wiedzy na ten temat. Równocześnie każdy znajduje w nich przekaz dla siebie.

Na ikonie Pauliny zatytułowanej „ Maryja Łaski Pełna” przedstawiona została Matka Boża tuż po zwiastowaniu. Jej ciało rozświetlone jest przez obecność nienarodzonego Jezusa. Ale ktoś , kto zobaczył to przedstawienie, w łunie bijącej od brzucha Maryi dopatrzył się pustego miejsca. Ikona stała się ważnym obrazem dla matek, które poroniły lub straciły dziecko tuż po porodzie. Jej kopię przedrukowano na obrazku z modlitwą dla kobiet w żałobie po swoich dzieciach. I nie ma w tym nic niewłaściwego. Michel Quenot w opracowaniu „Ikona. Okno ku wieczności” pisze: „ Ikona ignoruje słynną tezę o jedności miejsca i czasu. (…) Wszystkie miejsca i czasy mogą zjednoczyć się w jednym punkcie. Czas więzienie i przestrzeń więzienie nie mają znaczenia”. Skoro więc czas nie ma już znaczenia, radosna Maryja ze zwiastowania jest równocześnie przeżywającą żałobę Matką Bolesną spod krzyża.

W każdej z tych ikon ważną funkcję pełni gra świateł i cieni. W przedstawieniu Piotra idącego do Jezusa po tafli jeziora widać ogromne przestrzenie ciemnego nieba i ciemnogranatowej wody. Maleńka postać Jezusa rozświetla ciemności. Od Jego postaci po powierzchni wód rozlewa się strumień światła.

– Ale ta łuna światła nie dociera bezpośrednio do stóp Piotra- tłumaczy Paulina. – Jest jeden ciemny odcinek, który Piotr musi przejść, żeby znaleźć się w świetle Chrystusa. Dlatego namalowałam też maleńką plamę światła w jego postaci. To światło wiary, boża obecność w nas, która pozwala nam iść do Jezusa nawet wtedy, kiedy droga ukryta jest w ciemności.

O każdej ze swoich ikon Paulina Krajewska opowiada tak, jakby na nowo przeżywała zamkniętą w niej tajemnicę. Jak przyznaje nie wszystkie lubi tak samo, ale podjęła decyzję, że pokaże na wystawie nawet te jej zdaniem nieudane, o ile wie, że dla kogoś stały się znakiem obecności Boga. O sobie samej mówi za to mało i niechętnie.

– Może to zabrzmi śmiesznie, ale chciałabym być jak ten osiołek z moich ikon. Zwierzę niepozorne i trochę niepoważne. Jednak to właśnie ono niosło na swoim grzbiecie Pana Jezusa.